Jest taki przejściowy czas w naszym rodzicielstwie, kiedy wyjazd z dziećmi jest ostatnią rzeczą jakiej mam ochotę się podejmować. Absolutnie nie ze względu na to, że nie lubię wyjeżdżać, ale przez szarpaninę jaka takiemu wyjazdowi towarzyszy.
NIE RUSZAM SIĘ STĄD!
Ten czas to mniej więcej pierwsze pół do roku od narodzin każdego naszego potomka. W szczególności mam tu na myśli wypady weekendowe, krótkie, gdzie bagaży i tak muszę zabrać prawie tyle co na tydzień. Bo rzeczy na zmianę, wózek, łóżeczko, akcesoria, pieluchy itp. Człowiek się narobi, naszarpie, napoci ledwo zajedzie i już musi wracać. Do tego wycie w foteliku w czasie jazdy i wiele innych (nie)ciekawych przygód. Jednym słowem: odechciewa się.
To wszystko jest przypieczętowane jeszcze odciąganiem pokarmu (przez rok czasu przy ostatniej dwójce dzieci). Tu znowu bagaży robi się coraz więcej. Laktator, butelki, kubeczki, lodóweczki itd. Coraz bardziej zniechęcam się, by gdziekolwiek ruszać się na odległość większą niż 10 km od domu.
CO BĘDZIEMY JEDLI? CO BĘDZIEMY PILI?
I na koniec… dieta. Moi kochani alergicy wymagają szczególnej uwagi związanej z tym co spożywają oni i ich karmicielka. A więc przygotowanie posiłków, opracowanie planu co zjemy i gdzie. W tym momencie już nie mam wątpliwości, że wolę zostać na swoim i zwyczajnie wyjść na spacer po parku czy lesie koło domu.
Od czasu do czasu jednak wola walki o wyściubienie nosa poza miasto jest większa niż wszystkie te przeciwności i decydujemy się na wyjazd. I właściwie jeszcze nie zdarzyło się bym po wyjeżdzie była niezadowolona. Głównie dlatego, że wyznaję zasadę, która mówi: podróże są istotnym elementem naszego rozwoju i naszych dzieci.
PODRÓŻE KSZTAŁCĄ
Argumentów za tym stwierdzeniem jest wiele. Pozwólcie, że wymienię 3 najważniejsze dla mnie:
- Poznawanie kultury, miejsc, ludzi – nawet wyjazd typowo wypoczynkowy, plażowy może dać choć odrobinę poczucia poznania nowego miejsca. Oczywiście poznawanie przez zwiedzanie i oglądanie jest nieporównywalnie bogatsze, ale nawet plażując jakiś czas przebywamy jednak w nowym środowisku, obserwujemy obyczaje i smakujemy lokalną kuchnię;
- Poszerzanie horyzontów – uważam, że podróżowanie otwiera nas na nowe, inne, nieznane nam dotąd rzeczy, osoby, sytuacje. Przebywając non stop w danym środowisku powoduje, że przyzwyczajamy się do tego jak żyjemy, co robimy, jak spędzamy czas i wszystko inne może wydawać nam się dziwne. Myślę, że dla dzieci jest szczególnie ważne, by móc poznać, że w różnych miejscach życie może wyglądać troszkę inaczej.
- Empiryczne doświadczenie – dzisiaj wszystko możemy zobaczyć w Internecie i telewizji. Możemy pokazać każdy zakątek świata i wszystkie niespotykane zjawiska, miejsca a nawet ludzi. Możemy obejrzeć tonę książek i znać mapę na pamięć, ale nic nie równa się z doświadczeniem tego wszystkiego na żywo. Dotknąć rękoma, zobaczyć z bliska, słuchać na żywo czy czuć każdym kubeczkiem smakowym – to jest bezcenne. Nawet najbarwniejsze opisy nie wyrażą widoku gór, a najwierniejsze przepisy nie oddadzą smaku lokalnego jedzenia. Osobiste doświadczenie pozostanie z nami na zawsze. A książki, choć bardzo wartościowe, nie są w stanie dać tego samego co fizyczne przeżycia.
ZAPADŁA DECYZJA. WYJAZD W PRZYGOTOWANIU
Całe szczęście u nas czas roku minął, bo Anton ma już prawie dwa latka i dylematów bagażowo-organizacyjnych jest coraz mniej. W związku z tym postanowiliśmy w weekend majowy zabrać dzieci do Malborka, Gdańska i Gdyni. Sama do tej pory nie miałam okazji widzieć tego średniowiecznego zamku krzyżackiego, dlatego bardzo chętnie zdecydowaliśmy się na ten kierunek.
3-godzinna podróż poza tym, że przy piekącym z wysoka słońcem popsuła nam się klimatyzacja, przebiegła bez zarzutu. Uff. W Malborku zajechaliśmy najpierw na obiad, ponieważ moje dzieci, gdy są głodne potrafią doprowadzić człowieka do skrajnych emocji, to wolałam nie ryzykować.
Szukając najciekawszych miejsc kulinarnych i rozrywki zawsze korzystamy z serwisu Trip Advisor. Tam setki opinii o miejscach, hotelach, restauracjach czy rozrywce pomagają wybrać te najbardziej nam odpowiadające. Na tym wyjeździe nie zawiedliśmy się na żadnej rekomendacji
CO SIĘ DZIAŁO, CZYLI PLAN PODRÓŻY
Na obiad wstąpiliśmy do Baru Bis. Nie jadłam chyba lepszej barowej „kuchni domowej”. Wszystko świeże, smaczne, takie jakbym sama zrobiła. Ruch jak w ulu, więc to tylko potwierdziło wysokie oceny tego lokalu.
ZAMEK W MALBORKU
Zwiedzanie zamku ograniczyło się do obejścia go z zewnątrz (muzeum było zamknięte) i wejściu do kilku otwartych miejsc typu kaplica, toaleta, piec czy sala „obrad”. To i tak zajęło nam 2 godziny. Przewodniczka w cenie biletu oprowadziła naszą grupę i poopowiadała co nie co. Franek był bardzo zainteresowany, natomiast młodsza dwójka cieszyła się przestrzenią. Ale to nic, widzieli, byli, to im zostanie. Tego się trzymam.
Nie obyło się bez obejścia wszystkich straganów, wybrania wymarzonych pamiątek i akcji typu „siku” i „kupę”.
Zmęczeni, ale zadowoleni udaliśmy się do Gdyni.
GDYNIA
W Gdyni mieliśmy już wybrane miejsce na kolację. Wybraliśmy kuchnię marokańską, ponieważ oglądając i czytając o niej wiedzieliśmy, że to są „nasze smaki”, a nie mieliśmy okazji wcześniej spróbować. Restauracja Malika okazała się doskonałym miejscem dla rodzin z dziećmi. Menu pod dzieci, pełno gadżetów dla dzieci i rodzice zadowoleni, że zjedli przepyszne jedzenie bez ekscesów.
JUMP CITY
Po kolacji uderzyliśmy na Jump City. Godzina skakania na dziesiątkach trampolin i basen z gąbkami, do którego można się beztrosko rzucić. Świetne miejsce, gdzie podobno można spalić nawet 1000 kcal podczas jednego treningu! Strasznie żałuję, że nie ma takiego miejsca gdzieś w naszej okolicy, bo zabawa jest tam niesamowita, a treningi dla dorosłych dają tyle samo radości co spalonych kalorii. Przyjemne z pożytecznym jakich mało. Radość dzieci także nie do opisania. Jednym słowem, polecam.
OCEANARIUM I OKRĘT I GDAŃSK
HEWELIANUM
Na drugi dzień rano pojechaliśmy do gdyńskiego oceanarium. Po tym oglądanie okrętu ORP Błyskawica i wyjazd do Gdańska. Tam w nowoczesnym centrum nauki Hewelianum spędziliśmy ok. 4h na oglądaniu, poznawaniu i zabawie. Hewelianum mieści się w zabytkowych obiektach architektury militarnej. To doskonałe miejsce dla dzieci, które są ciekawe świata, a takie są wszystkie!
Były zajęcia w Laboratorium Pana Kleksa, mobilne planetarium, dookoła świata, z energią, łamigówki i kilka innych miejsc. Moc wrażeń i czas, który w 100% angażuje dzieci do poznawania świata nauki. Rewelacja.
Wygłodniali zjedliśmy smaczny obiad w Familii Bistro. Uwielbiam wszystkie rodzaje klusek, pyz, pierogów i innych lepionych smakołyków. Restauracja bardzo dobra także dla dzieci, które bez problemu znajdą coś dla siebie. Na koniec spacer po starówce, Neptun, Bazylika Mariacka i w drogę.
Choć po powrocie byłam wprost wykończona, to satysfakcja i zadowolenie były tak duże, że z uśmiechem na twarzy wnosiłam śpiące, marudzące szakale do domu.
Na koniec napiszę jeszcze raz to zdanie, że warto zabierać dzieci w nowe miejsca. A piszę to szczególnie do siebie, żebym mogła sobie to przeczytać, gdy następnym razem ogarnie mnie rezygnacja i zniechęcenie do podejmowania podróżniczego wyzwania z maluchami.
A Wy wspaniałe mamy lubicie wyjeżdżać z dziećmi na wycieczki? Co jest dla Was najtrudniejsze?
-
http://mycarlow.blog.pl/ MyCarlow Blog o County Carlow
-
http://panimatka.pl/ Pani Matka
-
-
http://www.ograniczamsie.com/ Kasia W | Ograniczam Się
-
http://panimatka.pl/ Pani Matka
-
-
Natalia Szcześniak
-
Szkolne inspiracje
-
http://panimatka.pl/ Pani Matka
-
-
Zrozumieć dziecko
-
Na rajzy
-
http://panimatka.pl/ Pani Matka
-